Złe, niedobre i powinny być zakazane. Koniecznie. Od ponad roku żadnej dłużej niż jeden dzień na dysku nie zostawiłem, myślałem, że już mnie nie bawią... A potem trafił się Oblivion. Teoretycznie nie powinien w ogóle ruszać na moim archaicznym sprzęcie, ale trochę kombinowania (głównie za pomocą Oldblivion) i udało się uzyskać całkiem porządną jakość. A przynajmniej tak mi się wydawało.
PiBis odwiedził mnie i przyniósł swojego nowiutkiego laptopa. Trzeba było czymś pomęczyć nową maszynkę, wybór padł właśnie na Oblivion. I to był błąd. Zobaczyłem fale na wodzie, trawę ruszającą się pod wpływem wiatru i motyle fruwające nad kwiatami. Poległem. Jak powszechnie wiadomo, faceci są jak małe dzieci, tylko mają więcej pieniędzy. W związku z czym mam teraz nieco mniej pieniędzy (ale w granicach rozsądku, na całe szczęście) a Oblivion u mnie wygląda tak:
Ten sam widok chwilę później, gdy opadła mgła:
Pierwszy raz w grze zdarzyło mi się, że mając wejść do jakiegoś lochu, stałem 5 minut przed wejściem patrząc na zachodzące słońce. Grafika w tej grze powala, wycieczka po zapomnianej świątyni potrafi naprawdę przestraszyć: po wypalenu się ostatniej pochodni z ekwipunku, korzystając ze słabiutkiego światła rzucanego przez zaklęcie wypatrywałem kolejnej pułapki i aż podskoczyłem, gdy z za narożnika wymaszerował na mnie szkielet.
A przechodząc na temat bardziej techniczny: z mojej obsesji już się zwierzałem, tym razem jej efektem był wybór karty z pasywnym chłodzeniem.
Zabawka jest nieco krótsza od poprzedniej (którą, notabene, z bólem serca oddam w dobre ręce) i zdecydowanie chudsza.
GV-N76G256D-RH: na pokładzie 256 MB pamięci DDR2, magistrala AGP 8x. Wynik 3DMark 2005: 3680 punktów, po minimalnym podkręceniu: 3810 punktów. GlxGears na starej karcie wyciągały do 3k FPS, na nowej 6k FPS. Co mnie lekko zaskoczyło, karta ma też osobne gniazdo zasilania. Takie czasy... Przysporzyło mi to nieco problemów - w pogoni za ciszą wymieniłem jakiś czas temu zasilacz (nowy ma wentrylator o średnicy 12 centymetrów i odpinane kable), potem obudowę (wentylatory, a jakże, 12 centymetrów, do tego zasilacz umieszczony na dole, w osobnej komorze), a teraz okazało się, że muszę przeciągnąć dodatkowy kabel zasilający. Chwilę to trwało, kabli w przejściu między jedną a drugą komorą obudowy jest dość dużo.
Z instalacją w systemie poszło już gładko. Windows oczywiście pokrzyczał trochę, kazał się ponownie aktywować (a niech mu będzie, w końcu Politechnika funduje studentom oryginały), restartował sie 3 razy w trakcie instalowania sterowników. Gentoo podeszło do sprawy tak spokojnie, że zacząłem się obawiać, iż coś jest nie tak. Sprawdziłem, co zgłasza lspci
oraz jak wygląda wynik glxgears
i zostałem przyjemnie zaskoczony - sterowniki nVidii, bez żadnej ingerencji ze strony użytkownika, wykryły i obsłużyły zmienioną kartę.
Wczoraj usłyszałem upragniony od dawna komplement: szwagier wszedł do pokoju i poprosił, żebym włączył komputer. Wreszcie mogłem odpowiedzieć: "Przecież jest włączony!"
No comments:
Post a Comment